Maj, mój ulubiony miesiąc w roku, mocno rozczarował zimnem i gwałtownymi ulewami. W innych regionach kraju przymroził i poskąpił deszczu. A przecież zaczął się tak sympatycznie, całkiem przyjemną, ciepłą majówką.
Tętniąca życiem i muzyką Kudowa Zdrój - Majówka 2025. Szybki wypad między cyklinowaniem a lakierowaniem podłóg, na koncert piosenek Marka Grechuty w wykonaniu artystów wrocławskiej sceny Pod Regałem.

Idealne 20 stopni w połowie Majówki, nagle spadło do 10, a nocami do 5 stopni. Kwietniowe słońce nie zdążyło nagrzać starych murów, wieczorami a często nawet w ciągu dnia znowu rozpalałam w piecu. I nadzieja, że uda się zaoszczędzić trochę opału na jesień, popłynęła jak strumyki wody zalewające podwórko w czasie ulewy.. Tak długi sezon grzewczy jest i kosztowny, i trudny logistycznie, i fizycznie. W maju chciałoby się już pochować swetry i grube skarpety, kosze na drewno zamknąć w kotłowni, a z kominka ścierać tylko kurz.

Po suchym początku roku, deszcz był bardzo potrzebny. Ulewy narobiły trochę szkód, zalały podwórko, podtopiły szopę. W trakcie jednej takiej nawałnicy musieliśmy kopać rów by skierować wodę na niżej położony teren. Nie było to łatwe, bo pod niewielką warstwa ziemi porośniętej trawą, prawie wszędzie jest bruk.


Przyroda błyskawicznie zareagowała na taką ilość wody i wybuchła zielenią. Zarośliśmy totalnie na tym folwarku. Pokrzywy osiągnęły gigantyczną wysokość, jaką zwykle mają pod koniec lata. Byliny i inne kwiatki na skalniaku tak się rozrosły, że zupełnie zasłoniły skalniak! Zielsko w warzywniku też. No i trawa.. mam wrażenie że ona w nocy rośnie. Na drugi dzień po skoszeniu, wygląda dokładnie tak samo jak przed koszeniem..
Wykorzystując okienka pogodowe, ogarniałam ogród i inne prace w obejściu, które trzeba zrobić. Pod nadzorem kotów oczywiście, a w zasadzie jednego. Booki to kot pilnująco-stróżujący domu, pozostałe wolą łazikować.


U sąsiada urodziło się stadko kaczuszek, które pod opieką czujnych kaczych Mam, zwiedza folwark. Kaczątka zwykle radośnie przybiegają na nasze podwórko i do warzywnika. Wiadomo przecież, że trawa jest zawsze bardziej zielona u kogoś, niż u siebie..
Ostatni weekend maja, tuż przed Dniem Dziecka wynagrodził te majowe chłody. Wybrałyśmy się z Amelką do Wrocławia z okazji tegoż Dnia Dziecka i zaległego Dnia Mamy. Amela jeździ do stolicy Dolnego Sląska regularnie, na spotkania ze znajomymi czy na wydarzenia kulturalne. A ja, siedząc w pociągu zdałam sobie sprawę, że Wrocław odwiedziłam ostatni raz w styczniu. "Ale się mamo zwioszczyłaś" skomentowało moje dziecię.


Piękny wrocławski Rynek i tradycyjnie kawa mrożona w Witamince
I koniecznie zdjęcie z fontanną, jak na zwioszczoną przystało.
Komentarze
Prześlij komentarz