Do odwiedzenia Muzeum Figur Woskowych we Wrocławiu zachęciła mnie relacja Karoliny z bloga Nasze Bąbelkowo. Muzeum powstało około rok temu i początkowo nie cieszyło się popularnością. Odstraszały dosyć wysokie ceny za wstęp, uboga kolekcja, jakość wykonania figur oraz warunki ich eksponowania. Komentarze odwiedzających były miażdżące.
Przed laty zwiedziłam Muzeum Figur Woskowych w Międzyzdrojach, miejsce z ciekawą wówczas kolekcją jednak z klimatem - zapach, oświetlenie - rodem z grobowej krypty. Otwarcie podobnej atrakcji we Wrocławiu przyjęłam więc milczeniem.
Po przeczytaniu relacji Karoliny nabrałam ochoty na wizytę w podziemiach Wzgórza Partyzantów, tam bowiem mieści się to muzeum. Bilety 2+2 w atrakcyjnej cenie zakupiłam na Gruponie a na wspólne zwiedzania zaprosiłyśmy Marcela z Mamą. Atrakcja jest skierowana głównie do dzieci, choć.... jak zobaczycie poniżej, dorośli też mogą się pobawić ;-)
Figur woskowych w muzeum jest niewiele. Większość postaci jest zrobiona z plastycznego tworzywa. Figury można dotykać i oczywiście fotografować się z nimi, można przymierzać gadżety związane z daną postacią a nawet przebierać się w stroje i kolorowe włosy.
W jednej z sal urządzono Pokój Muzyczny. W asyście gwiazd muzyki, nasze dzieci mogły spróbować swoich sił na scenie, na perkusji, keyboardzie, akordeonie czy gitarze.
Na antresoli w Komnacie Tajemnic, znaleźliśmy Harego Pottera.... i wioskę Smerfów. Podobno Gargamel jest w przygotowaniu.
W kolejnej sali czekał nas istny zlot bajkowo-filmowych postaci z przewagą tych pierwszych. Kraina Lodu z Epoką Lodowcową, a obok Skubi, Minionki z pingwinami a te z kolei w sąsiedztwie zaprzęgu św. Mikołaja. E.T. na początku.
Gdzieś pomiędzy wpasował się Shrek, Fiona, osioł oraz ich chatka. Po drugiej stronie sali bohaterowie Hobbita zajęli miejscówki tuż obok Pirata z Karaibów, dalej Spiderman z siecią obok Supermana a pomiędzy nimi całe Gwiezdne Wojny.
Uff.... tyle postaci, pewnie kogoś pominęłam w tym miszmaszu... Najważniejsze, że dzieciom się poda.
W przejściu do kawiarni wita nas olbrzymia postać Avatara. Dzieci idą na warsztaty z lepienia w glinie, a Mamy mają czas na kawę.
Gawędząc, rozglądamy się po wnętrzu i dostrzegamy stojak z przebraniami. Po 20 minutach Amelia i Marcel wracają z warsztatów dumnie dzierżąc swoje dzieła - wielkanocne zające i koszyczki. Pokazujemy im przebrania. Amelki nie trzeba namawiać... po chwili przeistacza się w damę dworu tudzież księżniczkę. Marcel, jak na dżentelmena przystało, wdziewa strój rycerza, choć przebieranki to nie w jego stylu. Ale Oskar to już co innego.
Przy wyjściu z kawiarni dostrzegamy coś jeszcze: kolorowe włosy, puszyste szale, kapelusze i ogromne okulary. Byłoby grzechem nie sprawdzić, która fryzura i kolor włosów nam pasuje. Wszak mamy wreszcie wiosnę, włosy trzeba odświeżyć po zimie :-) Zniecierpliwiony Marcel obserwuje te nasze przebieranki z miną, która mówi wszystko "Ahh te baby.."
Muzeum, choć trudno to miejsce nazwać muzeum, na pewno jest fajną atrakcją dla dzieci. Myślę, że dorośli znudzeni też nie będą.
Pełna oferta tutaj.
Pozdrawiamy :)
Kolejna atrakcja Wrocławia, której nie znałam. Muszę to powiedzieć synowi i jego córce. Może się tam wybierzemy :).
OdpowiedzUsuńDla dzieciakow pewnie frajda :)
OdpowiedzUsuńHhaha Nawet Oskar można dostać. :D Bardzo podoba mi się ta fotorelacja. Pewnie fajnie bawiłabym się tam z przyjaciółką, bo z nas takie wielkie dzieciaki. Cudownie się patrzy na tak pełne życia osoby, jak Wy. :)))))
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tym muzeum, ale wygląda bardzo zachęcająco. Będę musiał się wybrać z infantami.
OdpowiedzUsuńMoże się tam wybiorę niedługo,. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest we Wrocławiu
OdpowiedzUsuńPozdrawiam zapachem konwalii