Zima, zima.. zaczynam się już przyzwyczajać do bieli wokół, a niskie temperatury w dzień, a zwłaszcza w nocy, już nie robią wrażenia.
Na zewnątrz nie ma termometru, więc jak okna na poddaszu zamarzną, to było jakieś -10, a kiedy auto nie odpala, to już zdecydowanie więcej na minusie:-) Konsekwencją tych minusów, jest duży apetyt "kozy" i piecyka na drewno. Ja wówczas zamieniam się w etatowego palacza, który co 2-3 godziny biega po schodach między piętrem a poddaszem, aby nakarmić żarłoczne piecyki. Czasami jeszcze biegam między szopką z drewnem na parterze a piętrem, ale ten odcinek zwykle mąż obsługuje. A "Krokomierz", którego używałam kiedyś do liczenia kroków, aby się nie zasiedzieć, jest już od dawna zbyteczny:-)
Przełom roku był dosyć aktywny. Po krótkim świątecznym nicnierobieniu, zabrałyśmy się z Amelką do metamorfozy jej pokoju na poddaszu. Poddasze obecnie to 2 prowizoryczne sypialnie. Czeka nas tam duża, kosztowna przebudowa włącznie z dociepleniem dachu i ścian, zmianą sposobu ogrzewania. Kiedy? Trudno powiedzieć. Póki co, nie możemy się przenieść, bo połowa piętra jest ciągle w remoncie, a życie toczy się głównie w obszernej na szczęście kuchni.
Po odwiedzinach u koleżanek, Amelka zdecydowała, że chce zmian w swoim pokoju. Prowizoryczne rozwiązania, które zastosowaliśmy w jej pokoju, spełniały swoją rolę, ale nie wyglądały estetycznie. Pokój jest spory, więc nie przeszkadzało to w codziennym użytkowaniu, aż do teraz. Metamorfozę poprzedziła oczywiście długa dyskusja i przedstawianie wzajemnych wizji i pomysłów. Zaczęłyśmy od malowania ścian, potem zmieniłyśmy ustawienie mebli, wydzielając część sypialnianą i rekreacyjną, które dodatkowo zostały przedzielone parawanem wyszperanym na targu staroci. Amelka postanowiła odłożyć do schowka różne bibeloty i kurzołapki, z których "wyrosła", a było tego sporo..:-) Znalazło się miejsce na wiklinowy stolik i fotel na biegunach pod ścianą z nastrojowym oświetleniem ledowym, a także kilka drobiazgów handmade. A na kolejnej ścianie zawisły dyplomy, medale i rysunki mojej zdolnej Córki z różnych okresów jej twórczości. Pokój zrobił się lekki i przestronny, i bardzo przytulny. Najbardziej znacząca była oczywiście opinia koleżanek, które uznały, że jest super klimatycznie. Nie mogę pokazać całości, dostałam pozwolenie tylko na udostępnienie zdjęcia Ściany sukcesów.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjds_A0VK-pRLp2BdSv7kFvhlSjNRlBjJjnw_c0cFHcQJsW_0BMII5lNrZFdHXhu0D-02_7snXtJs32wDVgZhSy9cLugWR2MIw_BtQiwp35LrjxHolGTOSlkUFgoCYkYAGLJfWkrk0_R722C2goPoh4GgNmbbbuuTT7MtSmcHBL9rb4VoNcJtKRraeMX7Yw/w640-h480/415539507_1430889421167177_880713646072878166_n.jpg)
Po tym sukcesie (a wierzcie, że moja Córka im starsza, tym trudniejsza w obsłudze i czasem nie jest łatwo znaleźć wspólne rozwiązanie), pełna energii ruszyłam ku następnemu wyzwaniu.
Na piętrze znajduje się, jak pisałam kuchnia i bardzo duży pokój, który przez chwilę był salonem, po czym okazało się, że podłoga jest do wymiany. Sprzęty więc i rzeczy trafiły do kuchni, w tym książki, kwiaty i 2 metrowy stół. Kuchnia dała radę, w końcu ma 25 m2. No i miało to być "na chwilę". Okazało się, że z podłogą jest gorzej, niż się spodziewaliśmy. Stare domy mają specyficzną budowę i ulepszanie ich czy naprawianie za pomocą aktualnie stosowanych materiałów i technologii w budownictwie, zwykle kończy się niefortunnie. Położenie paneli przez poprzednich właścicieli na oryginalne stare deski, spowodowało, że wszystko to, co znajdowało się pod podłogą (deskowanie, polepa, wypełnienie) i miało pełnić określone role - zostało szczelnie zamknięte i z czasem zaczęło butwieć i gnić. U nas, ta warstwa w głąb (czyli do sufitu pomieszczenia gospodarczego na parterze), ma około 40-50 cm. Mąż usuwał te zawilgocone warstwy chyba ze 3 miesiące w specjalnej masce, później pokój był wietrzony, aż do pierwszych mrozów w listopadzie, po czym zamknęliśmy go na 4 spusty i czekamy na wiosnę.
A graciarnia w kuchni zaczęła być coraz bardziej uciążliwa, ale nie mogłam się zmobilizować, żeby przejrzeć zawartość komody, do której nie można się dostać czy uporządkować książki zastawione stołem, który pełnił funkcję biura i dorywczej pracowni.
Uporządkowanie tej przestrzeni zajęło kilkanaście dni. Pomysły przychodziły same. Przemalowałam meble po poprzednich właścicielach, tworząc mini biblioteczkę z kącikiem wypoczynkowym w zieleni. Książek jest więcej i już wiem, że będzie potrzebny drugi taki regał.. Stanął tu też stół, który poprzednio był w drugiej części kuchni. Duża komoda z nadstawką docelowo ma znaleźć miejsce w salonie. Po zmianie, ta część kuchni wygląda następująco:
Idąc za ciosem, już przy dużej pomocy mojego cierpliwego i wyrozumiałego Męża, zmieniłam układ szafek w części roboczej kuchni. Zmiana jest też związana z koniecznością dostosowanie elektryki do urządzeń, którą mąż po części będzie wykonywał. Zabierze to jeszcze sporo czasu.
Jak widzicie skoczyliśmy w ten Nowy Rok energicznie i z optymizmem, czego i Wam życzę :-)
Męczyłam tego posta kilka dni, dziś drugi dzień temperatury na plusie i śnieg wreszcie zaczął topnieć.
A to moja namiastka Wiosny, która cierpliwie rozwija się od początku grudnia :-)
Jednym słowem nie Nudzicie się, inwencja twórcza na najwyższych obrotach. Życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńhahahahha , nic się nie martw , BĘDZIE DOBRZE -)-)-)
OdpowiedzUsuńWitaj wietrzną końcówką stycznia
OdpowiedzUsuńCzy wiatr przegonił już śnieg i po bajkowym krajobrazie nie ma już śladu? Może i poza domem dojrzysz już namiastki wiosny?
Ja mam jedną szufladę do uporządkowania i jakoś nie mogę się za to zabrać....
Pozdrawiam nadzieją na pogodny luty