Kocie przygody - Luśka poznaje brata

 

Najmłodszy członek naszej rodziny to czarna kotka Lucy. Imię wybrała Amelka. Ja proponowałam imię Szajba, które podkreślało temperament kota, mąż stawiał na Reksia, bo to przecież polski, wiejski dachowiec. Żartowaliśmy sobie, że skoro imię ma być angielskie, to "Eating" pasuje najlepiej, bo kotek najlepiej reaguje na hasło "Jedzenie". W końcu stanęło na tym, że Lucy może mieć swoją wersję polską, czyli Lusia, Luśka lub Lucyna :-)
Kilkutygodniowe maleństwo trafiło do nas przypadkowo. Nasz najbliższy sąsiad znalazł je uwięzione w jakimś starym sprzęcie w swoim garażu. Uwolnił i zostawił pod krzakiem tuji. Wtedy znalazła je Amelka. Sądziliśmy, że maleństwo zostało porzucone, bo sąsiedzi posiadający zwierzaki nie zgłaszali, że dobytek im się powiększył.

Pierwsze dni były dosyć trudne zwłaszcza dla Amelki. Marzenie o posiadaniu kota właśnie się spełniło, a tu szkoła się zaczęła. I jak tu pogodzić przyjemność bycia kocią mamą z obowiązkami?! Kotek początkowo był karmiony mlekiem z butelki, w nocy budził się kilka razy na karmienie, po czym wtulał się w Amelkę i zasypiał. I ta sielanka mogłaby trwać do południa gdyby nie budzik, który nieubłaganie wydzwaniał o 6 rano. Amelka po kilku zarwanych nocach asertywnie przekazała opiekę komu? - babci zastępczej, zapewniając kotka, że 'babcia" zna się na rzeczy, bo wykarmiła ją Amelkę, a wcześniej jeszcze Kasię.. Pękałam z dumy, że dziecko tak mnie doceniło!
 
Kociak bardzo szybko się zaadaptował. Po 2 tygodniach ogarniał już cały dom, swobodnie przemieszczając się między piętrem a poddaszem. Nasza suczka, która z lubością przegania wszystkie okoliczne koty, natychmiast kociaka zaakceptowała. Chodziła za małą krok w krok, reagując na jej popiskiwania, nawet przy zabiegach pielęgnacyjnych, gotowa ją bronić przed właścicielami. 
Korzystałam z ciepłej jesiennej pogody, wykonując różne prace w ogrodzie i przy domu. Zwykle towarzyszył mi pies, teraz dołączył kot, który pod czujnym okiem psa, eksplorował teren. Mała szybko nauczyła się reagować na swoje imię i psie komendy, posłusznie przychodziła na wołanie. Obserwując jej zachowanie, nabierałam pewności, że wyrośnie na wspaniałego koto-psa :-)
A potem poznała swojego brata.
W jesienne przedpołudnie pracowałam w ogrodzie. Kotka buszowała w rozrośniętych pędach dyni, pies krążył między ogrodem a budynkiem, gdzie pracował mąż. Było bardzo ciepło, poszłam więc do domu po wodę do picia. Wracam i oczom nie wierzę - mój kot siedzi na drzewie! 
- Lucy... a co ty tam robisz? Chodź tutaj do mnie - mówię słodki głosem i wyciągam ręce, aby ściągnąć ją z pnia.
A kotek popatrzył zdziwiony i wskoczył wyżej, między rozwidlenie gałęzi.
- Lusia.. schodź, grzeczne kotki tak wysoko nie wchodzą.
A kot, niczym wiewiórka, wspiął się jeszcze wyżej. 
Niedobrze, myślę; oczami wyobraźni widziałam już strażaka na podnośniku ściągającego kota z czubka drzewa. Poszłam do warsztatu męża.
- Drabinę potrzebuje - i uprzedzając pytanie "a po co" dodałam szybko - kot jest na drzewie. 
W tym momencie pies się rozszczekał. Tori stała pod owym drzewem i ujadała na kota, który chyba zamierzał schodzić, bo znajdował się już znacznie niżej wczepiony pazurami w pień drzewa.
- Tori, no co ty, własnego kota nie poznajesz?
I w tym momencie z kwietnika z nasturcjami wyskoczył kolejny czarny kot. Identyczny. Koty popatrzyły na siebie i zamarły. Pies przestał szczekać a ja...pomyślałam, że ktoś mnie wkręca, że pewnie gdzieś jest ukryta kamera.. 
- Luśka? zapytałam niepewnie. Kot miałknął w odpowiedzi. Torka szybko go obwąchała potwierdzając, że ten jest nasz. W takim razie czyj jest ten klon siedzący na drzewie? 
Zaprowadziłam zwierzaki do domu, a mąż w tym czasie próbował zdjąć kota z drzewa. Ten jednak wspiął się tak wysoko, że nawet drabina nie pomogła. Odeszliśmy na bok, a kociak po chwili, jak wiewiórka zszedł po pniu, jednym susem przeskoczył płot i zniknął w krzakach. Koty były identyczne, całe czarne z zielonymi oczami. Ten obcy wydawał się troszkę masywniejszy i zdecydowanie bardziej zwinny od naszej Lusi. Stwierdziliśmy, że rozwiązanie zagadki będzie znał mieszkający kilkanaście metrów dalej sąsiad, który ma już 2 czy 3 koty. 
Kilka dni później, mąż odwiedził sąsiada i wrócił bardzo rozbawiony. 
Okazało się, że pan Janek, pod koniec sierpnia znalazł w swojej szopie kocią mamę z kociętami. Mama kotka z czarno-białym umaszczeniem i czwórka zupełnie czarnych maluchów. Kotka nie należała do nikogo z naszej miejscowości, być może przywędrowała z sąsiedniej wsi, albo została porzucona kiedy okazało się, że spodziewa się dzieci... Pan Janek ulitował się nad kociakami i zaczął je dokarmiać, a te zadomowiły się i buszują mu teraz po domu i podwórzu. 
Pozostałe puzzle tej historii zaczęły się układać w całość.
Przypomniałam sobie, że widziałam parę razy czarno- białego kota na naszym podwórzu, który nic sobie nie robił z ujadania psa. Kręcił się koło garażu sąsiada albo siedział na murku kwietnika i wpatrywał we mnie. Kilka dni po spotkaniu z bratem Lusi, na tymże murku znalazłam nieżywą myszkę. Domyślam się, że to dowód wdzięczności od kociej mamy za przygarnięcie jej córeczki, bo ani wcześniej, ani później takich prezentów nie było. A mąż pokpiwa, że to zalecenia żywieniowe dostałam, bo księżniczka Lucy taka filigranowa na tej luksusowej karmie ze sklepu... 
A Wy co sądzicie?

Komentarze

  1. Piękna opowieść:) Nasuwa się pytanie, czy na jednym kocie się skończy, jesteś na to przygotowana? 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć...Racjonalnie rzecz biorąc, zwierzęta generują jednak koszty (karma, weterynarz itp) a tych nam póki co nie brakuje. Wygodniej podrzucić od czasu do czasu jakieś żarełko kotom sąsiada :-)

      Usuń
    2. O, i to by była niezła ilustracja powiedzenia "zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko" 😊

      Usuń
  2. Witaj w pierwszym dniu zimy Marzenko
    Ciekawa opowieść.
    Naprawdę myślałaś, że mam 35 lat? Jakie to miłe:))) Przeczytaj - https://szimena.blogspot.com/2021/07/lipcowe-nostalgie.html
    Ciepłych Świąt Bożego Narodzenia i tylko pięknych i dobrych chwil w nadchodzącym Nowym Roku
    Pozdrawiam najdłuższym wieczorem w roku

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz