Na Borową hardcorowo

Pewne zauważyliście, że ostatnio często jeździmy w Góry Wałbrzyskie. Ziemia Wałbrzyska to poniekąd moje odkrycie roku, które zaczęło się od eksplorowania zakamarków Książańskiego Parku Krajobrazowego.

Dlaczego Góry Wałbrzyskie?
Góry Wałbrzyskie okazały się zaskakująco ciekawe pod względem rzeźby -  niewysokie ale strome są prawdziwym wyzwaniem, a każdy zdobyty szczyt wynagradza włożony wysiłek przepięknymi panoramami. Istotna sprawa to dojazd, który z Wrocławia jest bardzo dobry, pociąg KD do Wałbrzycha jedzie około 1h. Wielość szlaków umożliwia ułożenie trasy nawet na parę godzin, co jest ważne w okresie jesienno-zimowym, kiedy wcześnie zapada zmierzch. I najważniejszy plus to niezbyt dużo turystów, oczywiście z wyjątkiem Trójgarbu i jego fantastycznej wieży.
Niech więc nie przerażają Was te usiane jeden obok drugiego trójkątne pagórki. Szlak można wybrać adekwatnie do swoich możliwości. No chyba, że chce się hardcorowo...
Szlak na Borową
Kolejnym szczytem, który zdecydowaliśmy się zdobyć była Borowa, zwana też Czarną Górą. Jest ona najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich, mierzy 853 m.n.p.m. i należy do Korony Sudetów. Na jej szczycie znajduje się wybudowana w 2017r. wieża widokowa o ciekawym kształcie. 
Do Wałbrzycha Głównego dojechaliśmy Kolejami Dolnośląskimi. Oznaczenia i opisy szlaków zobaczymy już przy budynku dworca, a ścieżki zaczynają się poniżej dworca przy wiadukcie kolejowym. 
Tym razem również towarzyszyli nam Małgosia i Marcel. Zdecydowaliśmy się na szlak żółty prowadzący przez ruiny zamku Nowy Dwór i Modrzewiową Kapliczkę do Przełęczy Koziej. Za wiaduktem skręciliśmy w drogę, która okazała się dojazdową do posesji prywatnych. W tym miejscu nie ma wyraźnego oznaczenia szlaków, mamy natomiast drogi dojazdowe i ścieżki na skróty, które miejscowi sobie wydeptali. Drogi i dróżki łączą się lub krzyżują ze szlakami więc nie ma obawy, że się pobłądzi. 
 
 
Odnaleźliśmy nasz szlak obok Góry Zamkowej, na szczycie której znajdują się ruiny zamku Nowy Dwór. Podejście pod ruiny znajdowało się po przeciwnej stronie wzgórza, zrezygnowaliśmy więc z wejścia by nie marnować czasu.
 
 
 
Docieramy na Kozią Przełęcz, gdzie robimy krótki odpoczynek i zastanawiamy się, który szlak wybrać. Żółty łączy się tutaj z czerwonym, który łagodnie okrąża Borową. 
A czarny, krótszy czasowo, prowadzi bezpośrednio po stromym zboczu góry. Wybieramy... czarny.
Droga, początkowo szeroka i ubita, przeistacza się w wąską, mokrą ścieżynę. Wspinamy się mozolnie szukając miejsca na każdy kolejny krok, kępki trawy czy korzeni drzew. Ziemia jest miękka i śliska. Przy takim nachyleniu stoku, jeden zły krok, jeden poślizg to kilka metrów w dół bez trzymanki. 10 kroków i przerwa na uspokojenie oddechu. Im bliżej szczytu, tym dłuższe przerwy i piękniejsze widoki. Niewprawione do takiej ekstremy mięśnie nóg dają znać, że idą na oparach. 
Amelia ożywia się, bo w końcu szlak zrobił się ciekawy. Pokonuje zbocze jak kozica. Na szczyt dociera przynajmniej o 10 minut szybciej i wypatruje nas samotnie z wieży widokowej. Marcel nie opuszcza Mamy i chyba pierwszy raz w życiu, bezwzględnie stosuje się do jej komunikatów ;-)
Sądząc po stopniu udeptania ścieżki, jest ona dość popularna. W tym samym czasie, oprócz nas, czarnym szlakiem wspinały się jeszcze 4 osoby, w tym dziecko i pies.
Po pół godzinie, zmęczeni i umorusani ale szczęśliwi, że daliśmy radę, osiągamy szczyt. Tego uczucia i stanu ducha, którego doświadcza się po wejściu na górę, nie oddaje żaden inny wysiłek fizyczny. Endorfiny, które zalewają organizm, dodają skrzydeł. Wzrasta pewność siebie, stresy znikają a problemy stają się sprawami do załatwienia. To nic, że za parę godzin ciało będzie obolałe a uśpiona choroba pokaże pazury... Znowu pójdę w góry.
Wieża na Borowej
  
Pierwsze wrażenie - wieża jest zaskakująco niska. Wydaje się być równa koronom drzew. No cóż... ma tylko 17 metrów. Amelka porównuje jej kształt do odwróconego pucharu. Liczy schody prowadzące na platformę widokową i wychodzi, że jest ich 90. 
 
 
 
Pogoda jest mało widokowa. Rozpoznajemy Chełmiec, Wołowiec, Ślężę, pałac w Jedlinie Zdroju, w którym swego czasu spędziliśmy weekend z DTMZ. Zainstalowane tablice pomagają zlokalizować Wielką Sowę, Góry Suche i Kamienne z Jeleńcem i Waligórą. Tam nas jeszcze nie było..
Ogólnie wieża jest dosyć ciekawa a jej konstrukcja robi wrażenie. Doznania widokowe na pewno byłyby intensywniejsze przy lepszej pogodzie.
 
 
Z Borowej schodzimy malowniczym czerwonym szlakiem do Przełęczy Koziej a następnie żółtym pod dworzec w Wałbrzychu Głównym. 
Mamy jeszcze około godzinę do odjazdu pociągu, idziemy więc zobaczyć znajdujące się w pobliżu ruiny kościoła ewangelickiego. 
 
 
Wydaje się, że ta część miasta to typowo poprzemysłowa dzielnica, w której nie ma nic ciekawego. Dajcie znać, jeśli się mylę :-)

Pozdrawiamy :-) 

Komentarze

  1. Świetna wyprawa, wymagająca sporej kondycji, ale co to jest dla Was wytrwałych piechurów. Szkoda, że taki obiekt stanowi ruinę. Może doczeka się jakiegoś sensownego zagospodarowania zanim zniszczeje bezpowrotnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kościół nie ma szczęścia. Po likwidacji parafii ewangelickiej w 1964, utworzono w nim magazyn. W 1998r. umyślnie podpalono. Obecny właściciel na początku tego roku obiecywał pozyskać fundusze i utworzyć centrum dla dzieci i młodzieży. Koniec roku tuż, tuż a stan techniczny budynku jest katastrofalny.

      Usuń
  2. będąc w tamtej okolicy polecam przejście się nieczynnym tunelem pod małym Wołowcem, zwłaszcza, że jest on oddalony o ok 1km od zamku nowy dwór

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Region jest rzeczywiście bardzo malowniczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj jeszcze ciepłym, kolorowym dniem
    Nie chce się zatem wierzyć, że grudzień za chwilę zapuka do naszych drzwi. Dlatego chętnie wybrałabym się z tobą na taki spacer,
    Pozdrawiam końcówką listopada

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz